Mamy komplet

18489935_10211697788773532_1755751556587498102_o (1).jpg

W ubiegłym tygodniu (17-21.05.2017) w Tbilisi odbyły się 4. Mistrzostwa Europy Wushu Tradycyjnego. Wzięło w nich udział 26 państw, z których przyjechało prawie tysiąc zawodników.

Zawody poprzedzał intensywny cykl szkoleniowy pod okiem trenera kadry, Michała Ignatowicza, na którym powołani do Reprezentacji zawodnicy mogli szlifować technikę na zawody. Myślę, że właśnie dzięki konsultacjom z czystym sumieniem mogę powiedzieć, a właściwie napisać, że występując w tym danym momencie i na tych konkretnych zawodach dałam z siebie 150%, co zostało nagrodzone dobrymi notami i miejscami medalowymi. Pierwszy raz miałam okazję usłyszeć „mazurka” stojąc na najwyższym miejscu na podium i jednak to prawda – jakaś mała łezka może się w oku zakręcić ;).  Bilans zawodów to: złoto za ręczną formę chen, srebro za ręczną formę yang i brąz za miecz chen, a więc mamy komplet! Taki sukces cieszy tym bardziej, że z roku na rok poziom Mistrzostw Europy się podnosi i walka o medale jest coraz bardziej zacięta. Cieszy również fakt, że w rankingu medalowym nasz team zajął 6. miejsce. (!)

Zawody sportowe mają wiele funkcji ale w mojej opinii są między innymi jedną z wielu metod skontrolowania poziomu zawodnika. Śledząc swoje wykonania i wyniki sprzed kilku lat czy nawet te z ubiegłego roku, mogę dostrzec generalną poprawę w wykonaniu, co chyba jest najlepszą motywacją do dalszej pracy nad sobą, zwłaszcza, że sporo wyjazdów jeszcze przede mną. Często bywa tak, że podczas treningów postęp ten zanika lub jest trudniej dostrzegalny przez regularność zajęć, bądź wysoko stawianą poprzeczkę. Choć myślę, że warto zaznaczyć, że wyznacznikiem wcale nie musi być wysoka nota czy nawet medal. Start w zwodach jest sprawdzianem samym w sobie, poczynając od opanowania nerwów, dostosowania się do regulaminów, jak najlepszego wykonania formy, czy w niektórych przypadkach pokonania własnych ograniczeń.

Podobne wyjazdy dają również szansę na zobaczenia kawałka świata pomiędzy startami – tym razem była to Gruzja.

Tbilisi to stolica, i zarazem największe miasto Gruzji, położone nad rzeką Kurą. Pierwsze co rzuca się w oczy to oczywiście ciekawe ukształtowanie terenu z uliczkami stromymi jak skocznia narciarska oraz specyficzne, ręcznie rzeźbione balkony (niektóre mogłyby uchodzić za dzieła sztuki, a inne, choć klimatyczne, niestety bardziej przypominają ruiny zrobione ze starej sklejki). Ten kontrast w Tbilisi jest bardzo widoczny – z jednej strony, zwłaszcza w centrum, widać przepych, bogate zdobienia i intensywne wzory, tradycję połączona z nowoczesną architekturą. Jednak z drugiej, wystarczy odejść dwie ulice dalej by zobaczyć dokładne przeciwieństwo – zrujnowane bloki i osiedla. Koniec końców jest to bardzo ciekawe miasto, z wyróżniającą się architekturą, smakowitą kuchnią i … wyśmienitym winem!

Więcej o zawodach można przeczytać w artykule Kuby Małkińskiego:

http://fightime.pl/pl/wiadomosci/13-medali-polakow-w-tbilisi/

a pod tym linkiem oglądnąć starty z zawodów:

https://youtu.be/sz6uod_yDCw.

 

Specjalne podziękowania kieruję w stronę firmy Golden Line, bez wsparcia której przygotowania do zawodów oraz sam wyjazd nie byłyby możliwe. 

Anna Kubiak