Moskwa po raz trzeci!

Na przełomie kwietnia i maja odbyły się w Moskwie 5 Mistrzostwa Europy Kung Fu (wushu tradycyjnego), na których licznie zaprezentowała się również kadra Polskiego Związku Wushu. W tym roku konkurencje były mocno obsadzone zawodnikami z krajów takich jak Rosja, Rumunia, Czechy, Bułgaria, Hiszpania, Włochy, Grecja, Cypr i innych. W związku z tym, rywalizacja przebiegała na najwyższym, międzynarodowym poziomie – co z reguły czyni ją tylko przyjemniejszą i motywuje, by pokazać się „na dywanie” z jak najlepszej strony.

Anna Kubiak.jpg

I mnie, również w tym roku, udało się dołożyć medale do dorobku naszej reprezentacji: zdobyłam srebrny medal w formach tradycyjnych stylu Yang (Yang Taijiquan) oraz brąz w formach tradycyjnych stylu Chen (Chen Taijiquan), stając na podium wraz z najlepszymi europejskimi zawodniczkami.

Zawody w Federacji Rosyjskiej są intrygujące z kilku powodów. Po pierwsze, odbywają się w Moscow Wushu Palace czyli nowym centrum sportowym, położonym w stolicy Rosji i stworzonym specjalnie na potrzeby Rosyjskiej Federacji Wushu. Obiekt imponuje rozmachem i jest na tyle dobrze wyposażony, że odbywa się tam większość zawodów organizowanych przez Federację Rosyjską, a ostatnio także przez przez EWUF (European Wushu Federation). Tak było również w przypadku piątej edycji Mistrzostw Europy Kung Fu. I choć miałam już okazję odwiedzić to miasto kilka razy, również przy okazji zawodów, dopiero teraz udało mi się zwiedzić Moskwę – i to przy pięknej pogodzie.

Zawody zorganizowane były sprawnie i widać było doświadczenie jakie gospodarze zdobyli w czasie ubiegłych lat. Tym razem na hali rozłożono aż 3 dywany, więc pomimo dużej ilości startujących wszystko przebiegło dość szybko i sprawnie. Starty również rozłożone były dość szczęśliwie pomiędzy poszczególne dni: pierwszy dzień oznaczał dla większości z nas dwa starty, zostawiając trzeci i ostatni start na ostatni lub przedostatni dzień zawodów. Dało to czas na regenerację, odwiedzenie centrum miasta, oraz zmniejszyło nieco stres, nieodłączny podczas każdych zawodów.

Pierwszą konkurencją była w moim przypadku forma ręczna stylu Yang. Ponieważ brały w niej udział stosunkowo dobre zawodniczki, w tym także moje koleżanki z kadry, stres był dość duży. Dodatkowym problemem był specyficzny dywan, którego używają Rosjanie: nawierzchnia jest pozornie identyczna z tym, który używany jest przez nas w Polsce, oraz na mistrzostwach świata, jednak miękkość podkładu pod dywanem jest tak duża, że w konkurencjach Taijiquan sprawia sporo trudności, szczególnie w czasie wykonywania wag i elementów wymagających dobrej stabilizacji. Pomimo to, udało mi się zająć ostatecznie drugie miejsce, choć muszę powiedzieć, że po starcie miałam do siebie spore zastrzeżenia. Wiem że mogło być jeszcze lepiej, ale to po prostu motywacja do dalszych treningów. Ocena swojego startu to bardzo trudne zadanie. Po pierwsze, jest zawsze subiektywna i uzależniona od samopoczucia w danym momencie oraz tego, ile krytyki  jest się w stanie znieść. W związku z tym, warto oglądać nagrania swoich wykonań po kilka razy, w dość dużych odstępach czasu. 

Kolejnym startem tego dnia była forma ręczna stylu Chen. Tu udało mi się wywalczyć brąz, jednak w czasie wykonania odezwały się niedawne kontuzje i również nie byłam w pełni zadowolona z wyniku, choć muszę dodać, że z perspektywy czasu uważam, że wykonanie było naprawdę niezłe. Podsumowując pierwszy dzień startów – stojąc na drugim czy trzecim miejscu na podium zawsze ma się ochotę na więcej, ale nie można zapomnieć, że każde miejsce medalowe jest przecież ogromnym wyróżnieniem. Dlatego do hotelu wróciłam z pewnym niedosytem, ale jednak zadowolona, ściskając w dłoni zdobyte medale.

W przerwie między startami odwiedziliśmy centrum Moskwy, Plac Czerwony, Kreml oraz jedną z lokalnych restauracji – prowadzoną przez Ukraińców. Okazało się, że z obsługą całkiem sprawnie możemy porozumieć się po polsku. Spotkaliśmy tam również jednego z miejscowych, starszego wiekiem, który okazał się pochodzić z Polskich kresów wschodnich i z którym również wymieniliśmy klika zdań. Całkiem miły akcent, jak na tak krótki wypad.
Ponieważ zawody odbywały się w ostatnich dniach kwietnia, w okolicach Placu Czerwonego zaskoczyły nas również wczesne przygotowania do defilady. Ponieważ część centrum miasta została zamknięta (w końcu wojsko musi defilować w spokoju), w powrotnej drodze ominęliśmy wyludniony już i ogrodzony Plac Czerwony i wróciliśmy zupełnie inną drogą – mając okazję do zrobienia ciekawy zdjęć w wąskich uliczkach starego miasta.

Dwa ostatnie dni zawodów znów upłynęły nam na startach i przygotowaniach do występów. Tym razem uplasowałam się w połowie stawki (6 miejsce) z formą tradycyjną Chen Taijijian (układ z mieczem). Z tego startu byłam już o wiele bardziej zadowolona, jednak jak widać nasza subiektywna ocena nie zawsze pokrywa się z oceną sędziów. Obyło się więc bez medali i po serii zdjęć wraz z całą reprezentacją wróciliśmy do hotelu, co po kilku dniach spędzonych na hali było naprawdę ogromną przyjemnością.

Kadra na Placu Czerwonym

Na zakończenie, osobom, które mają chęć dowiedzieć się o Taijiquan czegoś więcej – polecam artykuł opublikowany ostatnio w rzeszowskich SuperNowościach24 (link do wersji online, część 1: Droga po wicemistrzostwo świata oraz część 2: Co kryje w sobie Taijiquan) Znajdziecie w nim wywiad z naszym trenerem kadry Taijiquan PZWS, Michałem Ignatowiczem oraz ze mną. 

Linki do wersji online:

Zachęcam również do obejrzenia i wysłuchania wywiadu Wszystko co powinieneś wiedzieć o Wushu dla portalu sporty-walki.org. Znajdziecie tam sporą dawkę informacji na temat Kungfu /Wushu: historii Wushu jako sztuki walki i sportu, organizacji międzynarodowego ruchu Wushu, oraz planach rozwoju Wushu w Polsce i na świecie. Oprócz Michała Ignatowicza, w wywiadzie wypowiada się również Konrad Bieńkowski, trener kadry Sanda (walk) PZWS.