8 Mistrzostwa Świata Kung Fu Emeishan Chiny

Dwie zdobywczynie złotego medalu - Wen Mei Wu w konkurencji standaryzowanego stylu Yang, a ja - tradycyjnego.

Cały czerwiec upłynął mi pod znakiem Mistrzostw Świata Kung Fu (13-19 czerwca 2019), które, tak jak w przypadku poprzedniej edycji, rozegrane zostały w Emeishan, w Chinach. Intensywne przygotowania, które Kadra Polski rozpoczęła z nastaniem nowego roku, chęć zmierzenia się z najlepszymi oraz atrakcyjność samego miejsca, w jakim odbywały się zawody spowodowały, że z początkiem czerwca (choć zawody jeszcze się nie zaczęły) ja już byłam myślami w Chinach.

Mój entuzjazm okazał się słuszny, gdyż według PR Newswire, tegoroczna edycja była największą z dotychczasowych - wzięło w niej udział 5200 zawodników z 48 krajów takich jak Chiny, Indonezja, Rosja, USA, Kanada oraz większość państw Europy. Na pierwsze zawody rozgrywane w tej formie pojechałam 8 lat temu i muszę powiedzieć, że ogrom tego przedsięwzięcia jest właściwie ich cechą charakterystyczną. Można powiedzieć, że wydarzenie to ma specyficzną atmosferę festiwalu, zgodną ze swoją wcześniejszą nazwą: sprzyja nawiązywaniu nowych znajomości z osobami o podobnych zainteresowaniach ale przede wszystkim służy propagowaniu i promocji niesamowicie bogatej dyscypliny jaką jest Kungfu / Wushu. Jednym tego przejawów jest system przyznawania medali, który dla niektórych jest powodem do długich dyskusji na temat celowości takiego schematu, a dla drugich jest dużym plusem tych zawodów.

Medali bowiem nie przyznaje się standardowo trzem pierwszym zawodnikom, czyli za I, II i III miejsce w stawce, a procentowo. Polega to na tym, że po uplasowaniu się zawodników od najwyższej do najniższej noty końcowej w obrębie konkurencji, 10% pierwszych osób otrzymuje I nagrodę, 20% drugą, a kolejne 30% - trzecią. Taki medal z grupy medalowej nazywa się nagrodą (ang. category prize). Rozwiązanie to rzeczywiście ma swoje plusy i minusy.

Złoty i brązowy medal z 8. MŚ Kung Fu.

Złoty i brązowy medal z 8. MŚ Kung Fu.

Biorąc pod uwagę dużą ilość startujących w niektórych konkurencjach, bardzo subiektywna w tym formacie zawodów ocenę sędziów, to że w zawodach startują razem zarówno zawodowcy, jak i pasjonaci-amatorzy, oraz to, że zawody mają na celu promować Wushu na świecie, widzę celowość takiego rozwiązania. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy zaistnieją pewne nieścisłości w informowaniu o wynikach. Niektóre wynikają z nieuwagi, czy z wszechogarniającego szczęścia z powodu wygrania medalu i podaniu zbyt krótkiej informacji, a być może trochę z chęci powiększenia swojego sukcesu w dość łatwy sposób.

Na 8 Mistrzostwach Świata Kung Fu startowałam w dwóch formach: ręcznej formie (styl Yang) oraz z mieczem (także yang). Stanowczo muszę powiedzieć, że pomimo dużego wydarzenia, ogromnej ilości startów i zawodników, coraz lepiej udaje mi się opanować stres, co uważam za sukces. Dzięki temu jestem w stanie dobrze skupić się na wykonaniu formy: na poprawnej technice, detalach i płynności. Pierwszą formę wykonałam pewna siebie, dokładnie, pamiętając o uwagach trenera i jestem z tego startu bardzo zadowolona. Jak do tej pory, przynajmniej wg mojego trenera klubowego Michała Ignatowicza (który jest również treneram Kadry Taijiquan, a na tym wyjeździe pełnił również rolę Team Leadera) to najlepszy mój start na zawodach międzynarodowych. Jednak ocena poszczególnych wykonań przez sędziów to, między oczywistymi błędami w technice, do pewnego stopnia ocena subiektywna i akurat ta forma w opinii sędziów nie zasłużyła na miejsce medalowe (1, 2 lub 3), ale zostałam nagrodzona 6 miejscem i 3 grupą medalową.

Po takiej różnicy pomiędzy wynikiem końcowym, a poczuciem dobrze wykonanej formy można załamać ręce i narzekać (czy to na siebie, czy na sędziów, czy może nawet na format zawodów - zawsze znajdzie się jakaś wymówka albo usprawiedliwienie). Można też wziąć się w garść, zaakceptować taki stan rzeczy i dać z siebie wszystko podczas następnego startu, by być z niego przynajmniej tak samo zadowolonym, jak z poprzedniego. Z takim właśnie nastawieniem, choć może trochę mniej pewna siebie, ponieważ nie wiedziałam czego się spodziewać, wystartowałam z formą z mieczem. Jaka była moja radość, kiedy otrzymałam za nią notę 9.01/10 punktów, tym samym zajmując I miejsce w swojej konkurencji i wygrywając zloty medal!

Osiągnięcie to jest jednym z największych w mojej karierze. Jestem też pierwszą Polką i drugą osobą z polskiej Kadry, która otrzymała I miejsce i złoty medal od początku istnienia tych zawodów w formule Mistrzostw Świata.

Po udanych startach przyszedł czas na tradycje tych zawodów – integrację! Zwyczajem stało się wymienianie przypinek z flagą bądź emblematem danej federacji pomiędzy zawodnikami róznych krajów i, oczywiście, pamiątkowe zdjęcia. Dodatkowo, z racji tego, że zawody te zwykle odbywają się w Chinach, to często jedyna szansa dla uczestników na zakup niezbędnej broni i jej elementów, stroju itd. Zwykle więc kończymy zawody bogatsi nie tylko w medale, doświadczenie i wiedzę, ale również w ekwipunek godny wojownika. 😉

Czas po zawodach to również krótki moment na poznanie miasta, czy też kuchni syczuańskiej, która słynie z pikantnych potraw. Udało nam się również zobaczyć największą ze świątyń buddyjskich znajdujących się na Górze Emei - Baoguo (pol. służyć krajowi), która powstała w latach 1573 - 1619. Świątynia ta jest położona u stóp Góry Emei. Jeśli chodzi o jej cechy charakterystyczne, to można podziwiać znajdującego się w głównej sali porcelanowego Buddę oraz ważący 25 ton i mierzący 3 metry ogromny, miedziany dzwon.

 

Bardzo dziękuję Polskiemu Związkowi Wushu, który umożliwił nam uczestnictwo w konsultacjach Kadry oraz mojemu trenerowi, który włożył ogromny wysiłek w przygotowanie nie tylko mnie, ale też moich koleżanek i kolegów z Kadry.

Ogromne podziękowania należą się również moim sponsorom: firmie Golden Line oraz MPWiK Rzeszów.

Partnerem wyjazdu był Rzeszów - stolica innowacji.